Mus jabłkowy

przez Kardamonowy

Nie wiem właściwie czy to mus czy jabłka prażone. Wyszło mi w sumie coś pomiędzy. I taki był też mój zamysł.
Przepis na jabłka dostałam od mamy mojego kumpla, która telefonicznie powiedziała mi mniej więcej co i jak (przepis trochę zmieniłam, ale nieznacznie). Od tej samej mamy mam także przepis na moje ulubione ciasto z jabłkami, do którego przymierzam się już od paru dobrych lat. Jest więc szansa, że jak już mam gotowy mus to i ciasto w końcu powstanie. Bo ten mus zrobiłam tak naprawdę z myślą o wypiekach. Jakoś nie jestem fanem ładowania takich wypełniaczy do naleśników czy do smarowania pieczywa. Jakąś godzinę temu zjadłam właśnie naleśnika z musem jabłkowym i powiem Wam, że na kolejnego już nie mam ochoty. Z powidłami śliwkowymi zjadłabym i trzy. No bywa.
My znowu przytargał do domu paręnaście kilogramów jabłek, które powoli sobie przetwarzam. Część wyniosłam przed chwilą na balkon, temperatury na dworze są jeszcze znośne, owoce spokojnie mogą sobie na nim leżakować. Mam w planie parę kilogramów jeszcze przerobić na kompot (może na zimę), chodzi za mną jeszcze ryż pieczony z jabłkami. W weekend znowu siedzimy z Tolą same, może wtedy coś wyczaruję. Trochę obawiam się, że My w niedzielę wróci z kolejnymi kilogramami jabłek… dodatkowej dostawy już chyba nie ogarnę.
W ogóle blog znowu kuleje, nie mam czasu spokojnie usiąść i napisać coś sensownego. Tola znowu przytargała coś z przedszkola, mnie też zaczyna łapać. Teraz właściwie powinnam gotować już potrawy świąteczne, ale ciągle wydaje mi się, że zdążę. Dzisiaj wieczorem muszę naprawdę przysiąść do moich notatek i dokładnie rozpisać co kiedy zrobię. Codziennie mam ambitne plany, po czym dziecko zabiera mi praktycznie cały wieczorny czas i tak w sumie ciągnie się to od 3 tygodni (z niewielkimi przerwami). Muszę pogadać jeszcze z My z czym możemy sobie pofolgować, jeżeli chodzi o potrawy świąteczne. Dietę powoli już odstawia, może nawet będę mogła zrobić parę porcji świątecznych pierogów (na razie jeszcze bez grzybów na wszelki wypadek). Chodzi za mną jeszcze kaczka i królik, jakieś kluski, żurawina… No nic, muszę się w końcu za to zabrać.
Wracając jeszcze do dzisiejszego przepisu. Od początku robiłam mus z myślą o tym, że zamknę go w słoiki na dłużej. Nie wiem czy ilość cukru jaką dałam, pozwoliłaby mi mus tylko zawekować, na wszelki wypadek więc go zapasteryzowałam. Normalną metodą – w garnku z wodą. Wszystkie słoiki pięknie mi się pozamykały. To chyba najbezpieczniejsza metoda.
Na dziś tyle, idę kończyć zupę z kalarepy i pora. Jak dobrze pójdzie, może przepis wyląduje na kardamonie w ciągu najbliższych paru dni.


Składniki:
3 kg jabłek
pół szklanki wody
1 laska cynamonu lub ćwierć łyżeczki mielonego (ja użyłam laski)
1/3 szklanki cukru (lub więcej, do smaku)
2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią
sok z jednej cytryny
(przepis na 4 średnie słoiki)

Jabłka myjemy, obieramy, wycinamy gniazda nasienne i kroimy w większą kostkę. Wrzucamy je do garnka z grubym dnem, wlewamy wodę, dodajemy cukry, cynamon, wodę i gotujemy na wolnym ogniu około 30-40 minut. Ja częściowo gotowałam je z pokrywką, częściowo bez. Chodzi o to, żeby uzyskać konsystencję gęstej śmietany z niewielkim kawałkami owoców (większość jabłek się zupełnie rozpadnie). Pod koniec dodajemy sok z cytryny, zagotowujemy.
Do wyparzonych słoików wkładamy mus jabłkowy, zamykamy wyparzonymi zakrętkami. Pasteryzujemy 15 minut. Jeżeli uważacie, że wekowanie wystarczy, nie musicie oczywiście musu pasteryzować, ja na wszelki wypadek to zrobiłam.

Komentarze

* Wstawiając komentarz zezwalasz na użycie Twoich danych osobowych w celu jego publikacji na stronie. Twój e-mail nie będzie widoczny.

Zobacz również

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda Polityka prywatności

Polityka prywatności