Znowu muszę stwierdzić, że mam niebywałe szczęście do otaczających mnie ludzi. Jeżeli tylko ktoś jest w posiadaniu czegoś oryginalnego co mogę ugotować, od razu dostaję cynk. Tak było w przypadku różnych dziwnych ryb, dziczyzny, teraz udało mi się załapać na jagnięcinę. Dzięki ekipowym Wwłom często gęsto mogę się świetnie bawić w ich kuchni, uszczęśliwiając jednocześnie nasze podniebienia.
Pierwszy raz miałam okazję zrobić i jeść jagnięcinę. Musiałam trochę poczytać na ten temat, kompletnie nie miałam pojęcia za co się zabieram. Postanowiłam nie szaleć z przyprawami, zrobić ją w miarę neutralną, żeby poznać jej smak. Była pyszna. Mam już nowe pomysły. Muszę jedynie czekać na kolejny cynk.
Składniki:
2,5 kg udźca jagnięcego z kością
8 ząbków czosnku
3 gałązki rozmarynu
8 średnich ziemniaków
2 duże marchewki
2 duże korzenie pietruszki
2 średnie cebule
1 łyżka suszonego tymianku
2 liście laurowe
pół szklanki wody
olej rzepakowy
sól
pieprz
Udziec nacieramy solą, świeżo zmielonym pieprzem, rozdrobnionym czosnkiem, listkami rozmarynu i odrobiną oleju. Odstawiamy do lodówki na 24 godziny. Na drug dzień, warzywa obieramy i kroimy na mniejsze kawałki, przyprawiamy tymiankiem i solą. Do głębokiej blachy wkładamy warzywa, polewamy je jeszcze odrobiną oleju, kładziemy na nie udziec, podlewamy połową szklanki wody, dodajemy liście laurowe i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Przez 30 min pieczemy bez przykrycia. Potem nakrywamy folią aluminiową i pieczemy ok 2 godzin w 180 stopniach. Pod koniec znowu można pozbyć się folii, żeby wszystko ładnie się przyrumieniło. W razie potrzeby można od czasu do czasu dodać wody.
2 komentarze
Muszę przyznać, że ja jak dostaję coś nowego, to też najpierw lektura, żeby nie schrzanić, a potem delikatne przyprawy, żeby poznać produkt… Zaryzykowałam raz z polędwicą z sarny – dostałam ją razem z nalewką porzeczkową, a że Modest Amaro uczy, iż składniki należy zestawiać z innymi składnikami z ich otoczenia, to zamarynowałam sarninę w nalewce 😛 No i zazdroszczę jagnięciny, chyba tylko raz jadłam i to w restauracji indyjskiej, a tam wiadomo – mocno przyprawiają
Haha, też miałam historię z nalewką. Zamiast zakwasu z buraków, wlałam do zupy nalewkę (chyba z czarnej porzeczki). "Barszcz" wyszedł całkiem spoko. A co do jagnięciny, to póki co to była jednorazowa przyjemność. Jeee, ale mi narobiłaś smaka tą indyjską…. Skoczę u nas na początku roku, taki plan.