I znowu wracam do dzieciństwa. Nie pamiętam już kto mi robił knedle ze śliwkami, ale na pewno robił je prosto z serca. Pewnie babcia.
Parę tygodni temu siedziałam nad swoją rozpiską, dotyczącą śliwek. My kupił jakieś 15 kg. Jak co roku nie chciałam odpuścić powideł. Powidła pochłonęły jakieś 10 kg. Co z resztą? Ciasta ok, ale wiecie jak u mnie w domu wygląda sytuacja deserowa. Tola jest jak najbardziej otwarta na gluten z cukrem, ale to nadal dla mnie za mało. Nie będę jej piekła całej blachy ciasta, nawet nie będzie w stanie tego zjeść. No i oczywiście musiałabym jeszcze się wstrzelić z owocami. Ostatnio zrobiłam np. ciasto drożdżowe ze śliwkami. Moja droga córka z największą przyjemnością ciasto jadła, ale musiałam z niego wygrzebywać śliwki. Bez sensu.
Tak więc ciasta średnio. Kompoty, powidła i śliwki w occie już mam przećwiczone. Racuchy ze śliwkami czekają na publikację w kolejce. A śliwki trzeba było do czegoś zużyć. No więc co? No knedle oczywiście. Na blogu mam sprawdzony przepis na knedle, więc nigdzie więcej już nie zaglądałam, nawet do ulubionej książki kucharskiej z lat 70.
Zrobiłam 20 dość sporych sztuk. Tola nie zjadła ani jednego, My dziubnął ze 3 sztuki, kolega Drops wciągnął może z 6. Ja ze 4. Resztę zamroziłam. Nie wiem czy mogłam to zrobić, ale teraz to już i tak bez znaczenia. Z drugiej strony można przecież kupić mrożone knedle, więc to chyba żaden problem. Ugotuję sobie je po sezonie śliwkowym.
Jeżeli chodzi o rodzaj śliwek, pewnie można użyć każdego. Ja jestem jednak największą fanką węgierek, więc o innych nie było mowy. O matulu, właśnie sobie przypomniałam ich smak. Nie wiem jak teraz smakują, ale te sprzed 3 tygodni były idealne. Nie za słodkie, soczyste, jędrne. Genialne.
Masło z bułką tartą. Jest potrzebne? Pewnie nie. Drops, który był u nas na obiedzie powiedział, że takiej wersji jeszcze nie jadł (z bułką tartą). Dla mnie to nie do pomyślenia, knedle ze śliwkami muszą być z bułką tartą i masłem. Tak jak ugotowany kalafior albo fasolka szparagowa.
Smacznego. Bo na zdrowie to już niekoniecznie. Mimo, że śliwki trochę ratują sytuację.
Składniki:
20 śliwek (ja użyłam węgierek)
750 kg obranych ziemniaków
300-350 g mąki pszennej (ja użyłam tortowej)
2 jajka
2 łyżki bułki tartej
3 łyżki masła
cukier (do posypania knedli)
duża szczypta soli
(przepis na około 20 knedli)
Śliwki myjemy, drylujemy.
Ziemniaki gotujemy do miękkości, odcedzamy, tłuczemy je tłuczkiem lub przeciskamy przez praskę, studzimy. Następnie dodajemy do nich jajka, mąkę, sól i dokładnie wyrabiamy ciasto. Na początek dajcie 300 g mąki (ja na tym poprzestałam), jeżeli ciasto nadal bardzo się klei do rąk, dodajcie resztę mąki. Polecam jednak dać mniej mąki, a później przy formowaniu knedli podsypywać sobie nią dłonie. Knedle są smaczniejsze, jak nie są nafaszerowane mąką. Odrywamy kawałek ciasta, rozpłaszczamy go, nakładamy na niego śliwkę i sklejamy, formując kulkę wielkości mniej więcej (raczej więcej) dużego orzecha włoskiego. Możecie też z ciasta uformować wałek i później z niego wyciąć 20 klusek i następnie z nich dopiero formować knedle. Gotowe knedle odkładamy na blat podsypany mąką.
Knedle wrzucamy do wrzącej wody i gotujemy na wolnym ogniu około 3-4 minuty od wypłynięcia. Pamiętajcie żeby na początku delikatnie je wymieszać, żeby nie przykleiły się do dna garnka.
W międzyczasie bułkę tartą rumienimy na patelni, dodajemy do niej masło, mieszamy.
Ugotowane knedle odcedzamy i polewamy bułką tartą. Można tez ugotowane knedle wrzucić po prostu na patelnię z masłem i bułką tartą, wymieszać dokładnie. Przed podaniem knedle posypujemy cukrem.
Podobne przepisy:
Knedle ze szpinakiem
Knedle z mięsem z rosołu