Są takie duety, na które bym nie wpadła. Ogólnie kiszona cytryna jest w sumie dla mnie nowością, więc miałabym obawy przed łączeniem jej z czymkolwiek. A już z zielonymi oliwkami? Dajcie spokój.
Od wielu lat szukam przepisów na kurczaka pieczonego w sosie, na różne sposoby. Taki pieczony zupełnie na sucho jest ok, ale jakoś mnie nie powala. Kiedy więc szukałam w internecie pomysłów na wykorzystanie kiszonych cytryn i moim oczom ukazały się przepisy z kuchni marokańskiej, przepadłam. Ogólnie próbowałam różnych opcji, łączyłam ze sobą różne receptury, ale chyba ta dzisiejsza jest w punkt. Kurczak pieczony z kiszoną cytryną i oliwkami jest odrobinę kwaśny, słony, miękki, bardzo aromatyczny. A sos, który uzyskuje się z pieczenia smakuje jak milion dolarów. Wymieszany z bulgurem z orzechami i daktylami lub po prostu podany z pieczywem, które nasiąka tymi cudownościami… no mówię Wam, to jest poezja.
To wszystko jest pyszne na ciepło, na zimno, koło południa, na obiad i kolację. Najlepiej smakuje jakoś dzień/dwa po zrobieniu, kiedy wszystkie składniki trochę ze sobą poleżakują.
A skąd w ogóle u mnie kiszone cytryny? Z tego co pamiętam ukisiłam je chyba jakoś w okolicach Świąt Bożego Narodzenia. Zimą jak wiadomo cytrusy smakują najlepiej, nie czekałam więc z kiszeniem do wiosny, lata czy jesieni. Zrobiłam chyba ze dwa średniej wielkości słoiki, włożyłam je do lodówki i raczej o nich nie pamiętałam. Użyłam może do trzech/czterech potraw i tyle. W sumie została mi połowa jeszcze jednego słoika, więc w sumie na styk. Za jakieś dwa miesiące pewnie ukiszę ponownie kolejne sztuki. Kiszone cytryny są naprawdę wyjątkowe w smaku i konsystencji. Polecam Wam je kiedyś spróbować, nawet z czystej ciekawości. A jako dodatek do pieczonego kurczaka (nawet do tego pieczonego w całości, jako farsz) są naprawdę idealne.
I cześć. Dobrze tutaj wrócić po tak długiej przerwie. Mam nadzieję, że wróciłam na dobre.
Składniki:
około 1 kg udek z kurczaka (ja użyłam w sumie 6 udek i 2 podudzi)
1 mniejsza kiszona cytryna
12-15 zielonych oliwek bez pestek
2 większe czerwone cebule
3 ząbki czosnku
1 czubata łyżeczka kurkumy
pół łyżeczki mielonego cynamonu
pół łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
pół łyżeczki mielonego kardamonu (opcjonalnie)
pół łyżeczki mielonego kminu rzymskiego
pół łyżeczki mielonej kolendry
ćwierć łyżeczki mielonej chili (lub więcej)
2 łyżki koncentratu pomidorowego
1 szklanka bulionu
4 gałązki natki pietruszki
olej rzepakowy
sól
pieprz
Kurczaka doprawiam solą i pieprzem. Ja z połowy udek ściągnęłam skórę, żeby potrawa nie była za bardzo tłusta.
Wszystkie przyprawy ze sobą łączymy, odstawiamy.
Kurczaka obsmażamy na patelni na złoty kolor ze wszystkich stron, po przesmażeniu przekładamy do naczynia żaroodpornego.
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 170 stopni.
Na tej samej patelni rumienimy cebule pokrojone w piórka, pod koniec smażenia dodajemy rozdrobniony czosnek, smażymy minutę na wolnym ogniu. Następnie dodajemy wszystkie przyprawy i przesmażamy je z cebulą dosłownie 30 sekund.
To wszystko zalewamy bulionem, dodajemy koncentrat, mieszamy i przelewamy do naczynia z kurczakiem. Dodajemy do niego pokrojoną drobno kiszoną cytrynę (miąższ i skórkę), pokrojone w grubsze plasterki oliwki i poszatkowaną natkę pietruszki.
Naczynie z kurczakiem przykrywamy pokrywką i wkładamy do nagrzanego piekarnika.
Pieczemy około godziny, mięso musi odchodzić od kości. W połowie pieczenia można udka obrócić na drugą stronę.
Jeżeli wyszło Wam za dużo za rzadkiego sosu, po upieczeniu wyciągnijcie kurczaka z naczynia, sos przelejcie do garnka i gotujcie go bez pokrywki, aż nadmiar wody odparuje. To też wpłynie na smak sosu, będzie intensywniejszy. I oczywiście trochę się zagęści. Na koniec połączcie z powrotem kurczaka z sosem, niech sobie w nim leżakuje i nabiera smaku.