Nie wiem ile razy zabierałam się za publikowanie tego przepisu. I piszę tutaj o latach, nie dniach. Za każdym razem gdy piekłam pstrągi, robiłam im zdjęcia i tyle. Zdjęcia nie nadawały się do niczego. No dobra, to następnym razem. Następny raz był w grudniu po południu. Czyli ciemno, więc do bani. Dobra, to może w kwietniu koło 15. Też źle. Serio. Za każdym razem było coś nie tak. A to ryba źle wyszła, a to papier był w złym kolorze, a to coś się spiekło za bardzo. Za dużo wody, zła temperatura. Zawsze kurna coś.
I jakoś parę tygodni temu pstrągi wyszły w sumie dobrze. Pogoda dopisała. Kolor papieru był ok. No to siup. Wyszło to co macie poniżej. Już więcej nie będę walczyć, nie chce mi się.
Przyznam się Wam bez bicia, że zawsze jedliśmy za mało ryb. Nie wiem czemu. Jeżeli chodzi o czas teraźniejszy, mam świadomość jak obecnie wygląda sytuacja mórz i oceanów. Nie jest kolorowo. Jeżeli lubicie oglądać filmy dokumentalne, polecam film „Ciemne strony rybołówstwa” z 2021 roku. Zobaczcie sobie, naprawdę warto. Miotam się więc pomiędzy tym, że mam niebywałą ochotę jeść ryby i owoce morza, z drugiej strony mam wyrzuty sumienia. Więc nie jemy ich często. A jak już, kupujemy raczej nasze ryby, pokroju właśnie pstrągów. Są zdrowe, nie są jakoś super drogie, są dostępne. Łatwo się je przyrządza.
No właśnie. Pieczone pstrągi praktycznie zawsze robię tak samo. Pakuję do nich plasterki cytryny, zioła i czosnek. Jeżeli chodzi o zioła, wykorzystuję różne. Lubię z koperkiem, natką, rozmarynem, tymiankiem. Czasami plasterek cytryny zastąpię limonką. Czosnek nie zastępuję niczym i nigdy, NIGDY go nie pomijam. Jak sobie teraz tak myślę, to chyba jednak najbardziej lubię połączenie natki pietruszki, cytryny, czosnku i oliwy. Dla mnie połączenie idealne, jeżeli chodzi o ryby i owoce morza.
W moim dzisiejszym przepisie jest koperek, który też świetnie do ryby pasuje.
Dodajcie co lubicie.
Z tego co pamiętam pstrągi zjedliśmy w najnudniejszą na świecie surówką (a jednocześnie najlepszą) z kiszonej kapusty. Lubię no. I pewnie większość z Was też.
Jeżeli ktoś z Was wszedł na ten przepis ze względu na candidę, przeczytajcie tekst poniżej.
Parę słów jeszcze na temat diety. Będę musiała wklejać takie informacje prawie pod każdym przepisem, który podepnę sobie pod candidę, żeby mnie nikt nie zjadł.
Nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem. Jestem żoną faceta, który jest w trakcie leczenia boreliozy. A przy tymże konkretnym leczeniu (ILADS) niezbędna jest właśnie dieta przeciwgrzybicza (która w naszym przypadku może potrwać nawet rok).
Ogólne założenie tej diety to rezygnacja z cukru (w tym słodkich owoców, miodu, itp.), mąki pszennej, drożdży, grzybów, alkoholu, czerwonego i tłustego mięsa, produktów zawierających ocet (poza octem jabłkowym, który jest dopuszczalny), sklepowych wędlin z kiepskim składem, itd.
Co można jeść? Jajka. Kiszonki (ogórki, kapusta, rzodkiewka), warzywa (zwłaszcza zielone), przeciwgrzybiczo działa cebula, czosnek (tych używam sporo), świeże zioła, kaszę jaglaną (jest bardzo wskazana) i gryczaną (najlepiej niepaloną), soczewicę, ciecierzycę, oleje tłoczone na zimno (oliwa z oliwek, olej rzepakowy, z wiesiołka, lniany, kokosowy), ryby, drób, pestki dyni, niektóre orzechy, sezam, makarony żytnie, orkiszowe (od czasu do czasu), brązowy ryż, mąkę żytnią. Wskazane jest używanie przypraw jak: curry, kurkuma, imbir. Z owoców można jeść grejpfruta, awokado. Czasem można pozwolić sobie na kwaśne jabłko lub niedojrzałe kiwi. Coraz częściej spotykam się także z informacją, że granat także jest dopuszczalny.
Co z nabiałem? Z nabiału można jeść od czasu do czasu jogurty naturalne (najlepiej te zawierające bakterie lactobacillus acidophilus lub bifidobacterium infantis), chude twarogi i mozzarellę. Preferowane jest jednak raczej mleko owcze i kozie (można np. jeść fetę zrobioną na bazie tylko tych mlek, sery pleśniowe oczywiście są zabronione).
Ogólnie jemy produkty jak najmniej przetworzone.
Nie rezygnujemy z warzyw takich jak burak, pomidor, papryka. Na początku miałam co do nich wątpliwości, ale dietetyk powiedział, że można. Oczywiście wszystko będziemy jeść z umiarem. Do naszego jadłospisu wjeżdżają także z powrotem suszone pomidory i passaty (o jak dooobrze), co do których też nie byłam pewna.
Ważne jest żeby czytać składy produktów i z automatu wyrzucać te, w których jest cukier, ocet, chemia i inne niewskazane badziewia lub po prostu zabronione składniki.
Jeżeli macie jednak jakieś wątpliwości odnośnie któregoś z moich przepisów, po prostu go pomińcie. Ja też je długo miałam i też omijałam niektóre przepisy znalezione w internecie. Na dodatek nadal spotykam się ze sprzecznymi informacjami, jeżeli chodzi o dozwolone produkty. To dotyczy nabiału (niektórzy mówią, że jest kategorycznie zabroniony, inni piją kefiry, zsiadłe mleka, jogurty), warzyw pokroju czerwona papryka, burak, pomidor, mąki orkiszowej, owoców, itp. I bądź tu mądry.
Ja inspiracje czerpię z książki „Leczenie dietą. Wygraj z candidą” Marka Zaręby, z bloga qchenne-inspiracje, sugeruję się także wytycznymi lekarza zakaźnika i przede wszystkim dietetyków.
Mam nadzieję, że przepisy z kategorii candida będą dla Was inspiracją. Tylko inspiracją. Lub aż.
Składniki:
2 średnie świeże wypatroszone pstrągi
3 ząbki czosnku
pół pęczka koperku
3 plasterki cytryny
sól
pieprz
oliwa
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 220 stopni.
Pstrągi myjemy, osuszamy, lekko nacinamy. Od wewnątrz i z zewnątrz doprawiamy je solą i świeżo zmielonym pieprzem. Czosnek kroimy w plasterki. Plasterki cytryny kroimy na pół. Do każdego pstrąga wkładamy czosnek, cytrynę i koperek razem z gałązkami. Ryby wykładamy na papier do pieczenia, skrapiamy oliwą, wkładamy do piekarnika i pieczemy około 25-35 minut (w zależności od wielkości ryb).