Nie no, jak tak dalej pójdzie z publikacjami na blogu to zapomnę jak to się robi. Przez ciągłe aktualizacje serio mogę się pogubić.
Nawet nie wiem jak mam zacząć dzisiejszy post, może klasycznie od tłumaczenia się. Wszystko działa, ja działam, jemy, żyjemy. Lipiec mi jakoś ucieka, za nami parę wyjazdów, urodzinowych imprez, Tola siedzi ze mną w domu, jakoś nie po drodze mi z kardamonem. Dzisiaj w sumie mam w miarę luźny dzień, Tola teraz hasa gdzieś z My, więc mogę na spokojnie napisać post. W ogóle zaległości mam takie, że zdjęcia, które miałam gotowe do postów nie mogą być użyte, bo najnormalniej w świecie skończył się sezon na niektóre warzywa :/. No brawo ja.
Dobra, do rzeczy. Wiśniak na rumie. Wiśnie i rum to połączenie idealne. Robiąc więc wielokrotnie nalewkę z wiśni postanowiłam ją trochę zmienić. Zaczęłam więc szperać tu i ówdzie i natknęłam się przepis na blogu cztery fajery. No nie miałam żadnych wątpliwości co do przepisu, poza klasycznie tymi związanymi z cukrem/miodem. Ale to niczyja wina, że lubimy nalewki wytrawne. Zresztą sam rum jest trochę słodki, więc mieliśmy obawy, że wiśniak na rumie będzie dla nas za słodki. Finalnie nie wyszedł, jest trochę słodki, ale nieznacznie. Chociaż dla nas i tak mógłby być bardziej wytrawny. Na dole więc napiszę Wam co i jak zrobiłam plus komentarz odnośnie cukru/miodu. Nie wiem czy w ogóle na rynku można dostać wytrawny rum, przy okazji gdy będę w mojej ulubionej hurtowni alkoholu w Katowicach pogadam z kimś mądrym, może ktoś coś mi poradzi.
Obecnie trwa sezon na wiśnie. Jeżeli jesteście fanami domowych nalewek, łapcie te pyszne owoce i zalewajcie czym tam lubicie: wódką, spirytusem, rumem. Jeżeli jeszcze chodzi o sam wiśniak, pamiętajcie o tym, że skoro jest zrobiony częściowo na całych i częściowo na wydrylowanych wiśniach będzie trochę cierpki. Dla mnie to akurat jest plusem, ta konkretna gorycz kojarzy mi się właśnie z wiśniami, dlatego ją lubię.
Czy na zdrowie to nie wiem, ale na pewno smacznego :).
Składniki:
2 kg ciemnych wiśni (bez liści i szypułek)
1 l spirytusu
0,5 l ciemnego rumu
0,5 l wody
500 g cukru lub 400 g miodu (ja nie dodałam ani tego ani tego, info na ten temat jest we wstępie)
laska wanilii
Dojrzałe, zdrowe wiśnie myjemy i odstawiamy do odcieknięcia. Owoce drylujemy, kilkanaście sztuk zostawiamy z pestkami. Wiśnie i wanilię wrzucamy do dużego słoja lub baniaka i zalewamy je spirytusem, rumem i wodą. Wiśniak odstawiamy na jakieś 3 tygodnie, co jakiś czas potrząsamy słojem, żeby wszystko ładnie się połączyło. Nalewkę odcedzamy. Wiśnie możecie przełożyć do mniejszego słoika i dodawać na przykład do murzynka. I ja na tym etapie skończyłam przygotowywanie nalewki. Odstawiłam ją na rok do szafy. Po prostu o niej zapomniałam. Polecam Wam ją jednak odstawić na minimum 6 miesięcy.
Jeżeli chcecie do wiśniaka dodać cukier, po upływie 3 tygodni zlejcie nalew z wiśni, owoce zasypcie cukrem i odstawcie je na kolejne 2 tygodnie, aż cukier się rozpuści. Od czasu do czasu potrząsajcie słojem. Następnie zlejcie syrop i połączcie z nalewem wiśniowym.
Jeżeli chcecie mieć klarowną nalewkę, odstawcie wiśniak na parę dni, osad powinien opaść na dno słoja. Następnie delikatnie zlejcie nalewkę do innego naczynia, to co zostanie z osadem możecie przefiltrować na przykład przez gęstą gazę. Potem jeszcze raz można przepuścić całość przez gazę. I w sumie tyle. Największą rolę tutaj odgrywa tak naprawdę czas. Czekajcie więc cierpliwie aż wiśniak sobie dojrzeje. Warto.