Kolejny przepis, za który nie potrafiłam się zabrać. Labneh to ser, który powstaje po odcieknięciu serwatki z jogurtów. Jeżeli chcecie uzyskać kremowy ser do smarowania, wystarczy odstawić go do odcieknięcia na 24 godziny. Ja trzymałam go w lodówce dwa razy dłużej, ostatecznie ser nadawał się do krojenia, ale nadal był dość kremowy. Dla mnie to konsystencja idealna.
W internecie wpadałam na niego milion razy, ciągle go jednak pomijałam. Jakiś czas temu go zrobiłam, wyszedł całkiem dobry, ale czegoś mi brakowało. Nie wiem czym go wtedy doprawiałam, ale zupełnie mnie nie powalił. W ostatni czwartek do jogurtów dodałam 2 ząbki czosnku i mieszankę suszonych przypraw (majeranek, natka, szczypiorek, cząber, tymianek, itp). Nie byłam przekonana do tego zestawienia, ale pomyślałam, że przecież nic się nie stanie, jak nie pyknie. Oj, pykło zdecydowanie. Smak serka wyszedł w punkt.
Jeżeli chodzi o dodatki to jest masa opcji. Możecie do jogurtów dodać świeże zioła (ja w tym obecnie widzę czosnek niedźwiedzi), suszone pomidory, czarnuszkę, zioła suszone lub inne mieszanki przypraw, jak np. zaatar (kurczę, przypomniało mi się, że mam domu słoik z tą przyprawą, a z tego co wyczytałam w internecie, prawdziwy labneh jest właśnie z zaatarem). Chodzi za mną jeszcze suszona mieszanka pomidorów, chili i oregano. Muszę się za nią rozejrzeć, bo na 100% będę wracać do tytułowego serka. I na pewno zrobię wersję z naszymi świeżymi polskimi ziołami, ale dopiero gdy będzie na nie idealna pora.
Polecam Wam to cudo z całego serca.
Składniki:
800 ml jogurtu greckiego
2 ząbki czosnku
1 porządna łyżka mieszanki przypraw (u mnie suszone zioła: majeranek, natka, szczypiorek, tymianek, itp.)
3/4 łyżeczki soli (lub więcej, do smaku)
Do miski wlewamy jogurt, dodajemy do niego rozdrobnione ząbki czosnku, zioła i sól. Wszystko dokładnie mieszamy. Na sitku rozkładamy gazę lub pieluchę tetrową, wylewamy na nią doprawiony jogurt. Gazę ściągamy mocno gumką recepturką. I teraz tak myślę, że bez problemu już na tym etapie można wstawić po prostu sitko z gazą i miską do lodówki, od czasu do czasu wylewać serwatkę i po 24-48 godzinach macie gotowy ser (po 24 godzinach ma nadal konsystencję dość kremową, po 48 jest nadal kremowy, ale nadaje się do krojenia). Ja jednak na początku zawiesiłam gazę z jogurtem na kranie nad zlewem. Po 3 godzinach dopiero wstawiłam do lodówki gazę z jogurtem, ułożoną na sitku w misce. Ser już fajnie się uformował, zależało mi na tym, aby miał dokładnie taki kształt. Myślę jednak, że nie ma potrzeby się bawić w żadne konstrukcje czy krany, labneh wyjdzie tak czy siak.