Z czosnkiem niedźwiedzim polubiłam się parę lat temu, będąc na wakacjach w Bieszczadach. Jadłam go chyba w formie pesto z makaronem. To było w Chacie nad Wisłokiem, u Moniki i Piotrka. Niby nic, z wielu zielenin można zrobić pesto, ale to było wyjątkowe, nie do podrobienia. Od jakiegoś czasu zaczęłam się rozglądać w lasach za czosnkiem niedźwiedzim, ale okazało się, że jest pod ochroną. No trudno, może kiedyś będę go uprawiała na swoich włościach.
I parę dni temu My wrócił z zakupów. Wspomnę tylko, że mój mąż jest chory na punkcie kwiatów, wszelakich. Często do domu przynosi różne zieleniny. Niby fajnie, ale powoli kończy nam się na nie miejsce w domu. Nie mówiąc o tym, że i tak część z nich jest masakrowana przez nasze koty. Wrócił więc ze sklepu, z reklamówki wystawały jakieś liście (z kolejnym tekstem, że to kwiaty dla mnie, blabla). Spojrzałam na niego jak zwykle, pokiwałam głową i tyle. Dobra, jest wiosna, może na balkonie się znajdzie miejsce. Po paru godzinach dotarło do mnie, że to czosnek niedźwiedzi. Poleciałam do niego, że ojeju, jejuśku, jak cudownie, takie kwiaty to ja poproszę. Już zaczęłam myśleć co z niego upichcić. Idę do My, pytam czy ma pomysł. Nie miał. Okazało się, że czosnek kupił, żeby go posadzić na balkonie. Nie mam pytań.
Ostatecznie dostałam przyzwolenie na to, że mogę sobie wziąć większą część liści. Anioł, nie człowiek.
Jak możecie się domyślić, liście wylądowały w pesto. Myślałam, że dodanie do niego normalnego czosnku, zatłucze cały aromat czosnku niedźwiedziego, ale nic z tych rzeczy. Nadal czuję w nim bieszczadzki klimat. Coś niesamowitego. Pesto z czosnku niedźwiedziego nie wyszło idealnie gładkie i w 100% zielone, ale zupełnie to w niczym nie przeszkadza. Konsystencję uzyskałam taką jaką lubię. A kolor? Też nie mam z tym problemu. Może gdybym zmiksowała je w blenderze, wyglądałoby inaczej. Może gdybym miała więcej liści…
Tym razem użyłam moździerza. Pesto z niego zawsze bardziej mi smakuje.
Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji jeść pesto z czosnku niedźwiedziego, koniecznie je zróbcie. A potem dodajcie je do ulubionego makaronu i uzupełnijcie całość o ser długodojrzewający. Pycha.
Składniki:
pęczek czosnku niedźwiedziego (około 25 liści)
5 łyżek oliwy extra virgin (lub więcej)
2 łyżki łuskanych pestek słonecznika
1 duży ząbek czosnku
1 łyżeczka soku z cytryny
garść startego sera długodojrzewającego (parmezanu lub np. bursztynu)
pieprz
sól
Liście czosnku niedźwiedziego myjemy. Pestki słonecznika prażymy chwilę na suchej patelni, do zrumienienia, studzimy. Tak jak Wam pisałam w opisie, pesto zrobiłam w moździerzu. Najpierw pokroiłam liście na mniejsze kawałki, później wrzuciłam je do moździerza z odrobiną soli, obranym ząbkiem czosnkiem i słonecznikiem. Wszystko rozdrobniłam, następnie dodałam do tego oliwę, sok z cytryny, ser i świeżo zmielony pieprz. Wymieszałam i już.
Jeżeli używacie blendera, wrzućcie do niego liście czosnku, pestki słonecznika, czosnek, oliwę i sok z cytryny. Pulsacyjnie wszystko zmiksujcie (nie musi być bardzo dokładnie). Na koniec doprawcie świeżo mielonym pieprzem i solą, dodajcie ser, wymieszajcie.
Podobne przepisy:
Pesto z rukoli z kaparami
Pesto z natki pietruszki z kaparami i słonecznikiem
Pesto bazyliowe ze słonecznikiem
Pesto wegańskie z płatkami drożdżowymi
Pesto z rzeżuchą i natką pietruszki
Pesto z rukoli
Pesto z natki pietruszki