W końcu koniec urlopu. Tak, w końcu. Brakowało mi blogowania, moich przyjaciół, rodziny, mieszkania i futer. Wiecie jak jest… Urlop spędziliśmy między innymi w Czarnogórze. W drodze powrotnej mijaliśmy tysiące stoisk z paprykami i przypomniałam sobie o peperonacie. Jest i ona. Próbowaliśmy jej na ciepło, była super. Myślę jednak, że jutro na zimno będzie jeszcze lepsza. Są w sumie dwie opcje jej przygotowania. Jedna – pieczenie papryk, druga – usmażenie ich. Ja pozostałam przy tej pierwszej.
Składniki:
2 czerwone papryki
2 żółte papryki
1 cebula
2 ząbki czosnku
2 dojrzałe pomidory
parę kropli octu balsamicznego
1 płaska łyżeczka miodu (opcjonalnie)
sól
pieprz
oliwa
Papryki skrapiamy oliwą i pieczemy w całości w piekarniku, w 180 stopniach około 30 min (skórka musi być lekko spalona). Wkładamy gorące do folii i odstawiamy na 15 minut. Po tym czasie ściągamy z nich skórę, pozbywamy się nasion, kroimy w paski. Na patelni smażymy cebulę pokrojoną w piórka i rozdrobniony czosnek. Po chwili dorzucamy do tego paprykę, obrane ze skóry i pokrojone w kostkę pomidory, ocet, miód, sól i pieprz. Smażmy do redukcji płynów – potrwa to około 20 minut.
4 komentarze
Oj jadłabym, uwielbiam pieczoną paprykę:)
Wow! Cudo z którego musimy koniecznie skorzystać 😛
Bez dwóch zdań! 🙂
Ja też :). Najlepsza.