Parę dni temu wpadło mi w oko zdjęcie mojej znajomej. Zobaczyłam pięknie upieczoną kaczkę. Wyglądała tak, że miało się ochotę ją zjeść od razu, w tej chwili. Nie zastanawiając się długo, napisałam do Emilki, żeby sprzedała mi patent na to ptaszysko. Jednocześnie przewertowałam parę moich kucharskich książek i w sumie sporo się pokrywało. Że majeranek, jabłka, świeże zioła. Emilka dodała jeszcze od siebie suszoną żurawinę. Do tego akurat nie trzeba było mnie przekonywać, kaczka i żurawina to połączenie idealne. Porównałam jeszcze czasy i temperatury pieczenia i w sumie nie różniły się od siebie jakoś znacząco. Postanowiłam się w końcu zmierzyć z pieczoną kaczką. Efekty macie poniżej.
Kaczka wyszła aromatyczna, miękka, no cudowna. Jabłka i żurawina nadały jej słodkości, idealnie pasowały w połączeniu z kluskami i mięsiwem, które z przyjemnością zjadłam na obiad. Tola jakoś nie oszalała na punkcie kaczki, Łuki też tak raczej średnio. Nie wymagam jednak, żeby dziecku smakowało to dość specyficzne mięso, My z kolei nie znosi wątróbki, a jakby nie było kaczka trąci odrobinę tym klimatem. Zjadł, oczywiście, ale usłyszałam: „dobra, ale nie rób jej za często”. Hahaha, naprawdę użył takiego stwierdzenia.
Kaczkę zjedliśmy z kładzionymi kluskami i surówką z czerwonej kapusty i buraków, na którą przepis wrzucę na bloga za parę dni. Do kaczki pasuje i czerwona kapusta i buraki, postanowiłam więc zrobić z tego dodatek do obiadu. Wyszła z tego naprawdę bardzo dobra surówko-sałatka, nie wiem jak ją nazwać w sumie. Ale o tym będzie osobny post, tam opiszę wszystkie swoje wątpliwości.
Pieczona kaczka z jabłkami i żurawiną idealnie sprawdzi się na obiad na najbliższe święta. W sumie na każde. Cena kaczki jest jednak dość wysoka, szukajcie więc promocji. Mnie się niestety nie udało dostać jej w przystępnej cenie, a nie miałam czasu na wydziwianie i czekanie aż cena będzie wystarczająco dobra. Plan był, żeby w ten weekend kaczkę zrobić, więc zrobiłam.
A, i jeszcze a propos zdjęcia. Pokazałam je Toli zaraz po zrobieniu. Tola popatrzyła i powiedziała: bardzo ładne mamo, ale byłoby ładniejsze jakbyś dodała odrobinę cytrynki. Odrobinę cytrynki nie dałam, bo nie było potrzeby. Wy też nie dodawajcie.
Smacznego.
Składniki:
kaczka o wadze około 2 kg
2 łyżki suszonego majeranku
4 jabłka
2 garści suszonej żurawiny
2 duże gałązki świeżego rozmarynu
1/4 doniczki świeżego tymianku
3/4 szklanki wody
sól
pieprz
olej rzepakowy
Kaczkę myjemy, osuszamy, nacieramy niewielką ilością oleju (ten spowoduje, że majeranek nie będzie się z niej sypał). Doprawiamy ją porządnie (w środku i na zewnątrz) solą i majerankiem i trochę mniej porządnie świeżo mielonym pieprzem.
Jabłka dokładnie myjemy, wycinamy gniazda nasienne, kroimy w ósemki.
Do środka kaczki władamy połowę jabłek, połowę żurawiny i połowę świeżych ziół.
Kaczkę wkładamy do naczynia żaroodpornego, obkładamy resztą jabłek, żurawiny i świeżych ziół. Wlewamy wodę, zamykamy pokrywką i wkładamy do lodówki na minimum godzinę (ja kaczkę marynowałam 24 godziny).
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 stopni. Wkładamy do niego kaczkę bez pokrywki i pieczemy 20 minut. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 180 stopni i pieczemy pod przykryciem około 2 godziny. Po upieczeniu odstawiamy kaczkę jeszcze na jakieś 30 minut pod przykryciem, żeby sobie odpoczęła.
Kaczka pyszna jest na ciepło i na zimno.