Zastanawiałam się jak mam ugryźć tego posta. Bo nalewka ze zdjęcia jest trunkiem od mojego taty. I to w sumie nie jest problem, bo jak się okazało nalewki robimy w sumie tak samo. Rzadko kiedy (o ile w ogóle) robię tak, że wrzucam przepis na coś, czego tak naprawdę nie zrobiłam. Oczywiście wiśniówkę mogę spokojnie zrobić sama, ale przepis dostalibyście za rok. Nie chce mi się czekać. Nie czekam. Piszę.
Zacznę może od tego, że jestem największą fanką nalewki z czarnej porzeczki. Z zerową ilością cukru. A, właśnie. Nie dodaję do nalewek żadnych słodzików. Paręnaście lat temu ładowałam niewielkie ilości miodu, ale od dłuższego czasu tego już nie robię. Zmienił mi się smak, upodobania, normalne. Spodziewam się więc, że dzisiejsza wiśniówka nie znajdzie wielu amatorów, bo była robiona także bez cukru. Mamy z tatą bardzo podobne klimaty. Antydeserowiec też nie lubi słodkich nalewek. Na dodatek woli te z ciemnych owoców, więc wiśniówki, porzeczkówki i aroniówki są zawsze mile widziane. Parę tygodni temu zalaliśmy czarną porzeczkę. Na święta będzie jak znalazł. No tak, to musi swoje odstać.
A propos jeszcze cukru… w składnikach poniżej i opisie wspomnę o miodzie, bo jak już macie ochotę dosładzać nalewki, dosładzajcie je miodem właśnie. Nie lubię nalewek robionych na zasadzie zasypywania owoców cukrem. Nie i już. Nie znajdziecie u mnie takiego przepisu.
Proporcje. Tutaj też sprawa jest dyskusyjna, bo każdy lubi inny woltaż. Jedni lubią słabsze, inni takie, po których ciekną łzy. Nasze, jeżeli chodzi o moc, są takie w połowie. Nie mierzyłam tego nigdy, ale myślę, że wychodzi z tego około 35%. Rozrabianie spirytusu z wodą to jedno, soczystość owoców drugie. Musicie to wyczuć, ciężko to zrobić za pierwszym razem tak, żeby każdy był zadowolony. Nasze proporcje mniej więcej zawsze są te same, bez względu na to czy robimy nalewki z wiśni, porzeczek czy aronii. I zawsze jakoś to gra.
Jeżeli chcecie zrobić bardzo mocną nalewkę, zamiast wody, dodajcie do niej wódki. W paru przepisach widziałam takie systemy. Z proporcjami Wam jednak nie pomogę, bo nigdy tego nie robiłam.
Popróbujcie raz, drugi. Kiedyś dojdziecie do idealnych dla siebie proporcji.
I na zdrowie. Powiedzmy.
Składniki:
4 kg wiśni
2 litry spirytusu rektyfikowanego 95%
1,5–2 litry wody przegotowanej lub źródlanej
płynny miód o neutralnym smaku (opcjonalnie)
Wiśnie myjemy, część (1 kg) można wydrylować, ale nie jest to konieczne.
Umyte owoce zalewamy spirytusem i wodą (zacznijcie od 1,5 l wody, zawsze zdążycie później dolać więcej, jak będzie taka potrzeba). I w sumie tyle. Baniak odstawiamy na jakieś 3 miesiące, od czasu do czasu można nim potrząsnąć, żeby zawartość się ze sobą ładnie łączyła.
I teraz kwestia ewentualnego słodzenia nalewki.
Do baniaka na początek można dać 100 g miodu, mieszamy, zostawiamy na tydzień, znowu 100 g miodu, próbujecie czy nalewka jest dla Was wystarczająco słodka, jak nie, znowu miód, mieszamy – i tak do oporu. Pamiętajcie tylko, że to będzie też miało wpływ na ilość ostatecznych % (większe ilości miodu).
Jeżeli nalewkę nastawicie w sierpniu, przetrzymajcie ją do grudnia, wyjdzie Wam w punkt. Jak nie dacie rady, trzymajcie ją po prostu minimum 3 miesiące.
Filtracja. Wystarczy, że nalewka odstoi swoje, nic nie trzeba filtrować, cały osad opadnie na dno. Jeżeli jednak upieracie się nad filtracją (np. tej końcówki z osadem), możecie najpierw przepuścić nalewkę przez gęste sito, a potem przez filtry do kawy lub gazę/pieluchę tetrową.
Podobne przepisy:
Aroniówka
Porzeczkówka