Dzisiejszy dzień jest raczej kiepskim dniem na wrzucanie posta alkoholowego… wczorajsze urodziny skończyły się dość późno. Szczególnie ciepłe pozdrowienia przesyłam kumplowi z grupy kalamburowej, który rysunkiem „pudełka zapałek” rozpieprzył cały system. Jesteś najlepszy, nie chcę Cię już więcej w swojej grupie. Wracając jednak do posta, dawno już chodziłam z zamiarem zrobienia tej nalewki. Obawiałam się jednak bardzo przesytu miodowego. Trzeba było go czymś złamać, a czym złamać najlepiej? No cytryną przecież. Rozgrzewająca, bardzo sympatyczna nalewka. Spróbujcie.
Składniki:
200 ml spirytusu
200 ml płynnego miodu
200 ml soku z cytryny (lub więcej)
skórka z jednej cytryny
Cytrynę dokładnie myjemy i cienko obieramy ze skóry. Obieramy tak cienko, żeby nie pozostał na skórce nawet mały kawałek białej błony, która jest gorzka. Wszystkie składniki ze sobą mieszamy i odstawiamy na jakieś 2 tygodnie. Skórkę polecam wyciągnąć już po 24 godzinach. Nalewkę filtrujemy, aczkolwiek nie jest to konieczne. Ja ją przefiltrowałam tylko dwa razy. Efekt jest taki, jak na zdjęciu.
Podobne przepisy:
Cytrynówka z kawą
Cytrynówka dziadka Zdzicha
Nalewka farmaceutów
9 komentarzy
Ma cudny kolor 🙂 Z pewnością pięknie pachnie 🙂
Chętnie bym wypiła kieliszek takiego cuda;)
Pięknie pachnie, smakuje jeszcze lepiej :).
Cytrynówka to jedna z najpopularniejszych nalewek i praktycznie w każdej postaci dobrze smakuje. W tej nalewce (oprócz smaku i przyjemnego koloru) dobre jest to, że już po dwóch tygodniach można ją serwować. Inne nalewki potrzebują kilku miesięcy na przegryzienie się składników, a ta już po 14 dniach jest wyborna. Choć niektórzy pewnie nie powstrzymają się i już wcześniej skontrolują jej smak 🙂 Pozdrawiam
Mniam aż się oblizałam bo moje ślinianki zaczęły mocniej pracować na samo wspomnienie o tej nalewce. Sama robię i uważam że na te zimne dni nie ma lepszej 😉
U mnie też to tak zawsze działa :).
Dzięki za wnikliwy opis, wszystko się zgadza (próbowałam po tygodniu:)). Pozdrawiam.
Robię od lat, w moim otoczeniu nazywamy ją "pszczele kolanka", pije się nie wyczuwając mocy trunku, jest fantastyczny w smaku, ale często po dłuższych debatach przy nalewce trudno wstać z fotela , ha, ha, ha.
Haha, z tym wstawaniem… życie :D. A co do "pszczelich kolanek", nazwa cudna.