Batony energetyczne

przez Kardamonowy

A już nawet nie sprawdzam kiedy byłam tutaj ostatnio. I to nie tak, że nie chciało mi się pisać czy inne tego typu trudne sprawy. Nawarstwiło mi się trochę obowiązków i naprawdę nie miałam ani czasu ani głowy do robienia zdjęć i publikacji. Gotować oczywiście gotowałam, ale były to raczej proste rzeczy, które i tak na blogu już są, więc nie zaprzątałam sobie tym głowy. Wczorajszy dzień był pierwszym luźnym dniem i dopiero wczoraj mogłam sobie do woli gotować. Powoli więc wracam do blogowania. Dzień dobry.
Od dłuższego czasu zabierałam się za zrobienie My batonów energetycznych. Są mu potrzebne na dłuższe wyjazdy, nie tylko rowerowe. I parę dni temu szykował się do takiego wyjazdu, więc już nie było wymówek, ktoś musiał wyczarować domowe batony energetyczne. Więc wyczarowałam. Przy pomocy jednej z moich ulubionych książek, czyli: „Bike & cook. Kulinarny poradnik rowerzysty” Jagody Podkowskiej, Marty Kekusz i Tomasza Kołodziejczyka. Nie trzymałam się jakoś ściśle przepisu, na przykład migdały zastąpiłam dwoma rodzajami orzechów, które akurat miałam w domu. O dziwo miałam także amarantus ekspandowany, o którym zupełnie zapomniałam. Czy jest niezbędny? Pewnie, że nie. Spodziewam się, że część z Was nawet o nim nie słyszała. Więc jeżeli go nie macie i nie chcecie go mieć, spokojnie możecie go pominąć.
Jedyne nad czym się zastanawiałam to konsystencja batonów. Czy nie będą za miękkie, czy będą klejące. I oczywiście klejące nie były, bo sezam je pięknie oblepił. Konsystencja też była bardzo ok, były na tyle miękkie, że przyjemnie się je rozgryzało, ale nie rozwalały się w ręce. A tak w ogóle po paru godzinach były z zewnątrz lekko podsuszone, więc to już w ogóle bardzo ułatwiło sprawę na przykład przy pakowaniu ich na wyjazd (zawinęłam je po prostu w papier śniadaniowy).
A, i jeszcze jedna rzecz, z którą miałam problem. Chodzi o robot kuchenny, dzięki któremu wszystkie składniki mogły się połączyć. Używałam dwóch rodzajów rozdrabniarek i one zdecydowanie nie dały sobie z tym rady. Z pomocą przyszedł blender ręczny, który nie zrobił tego w mig, ale jakoś udało mu się wszystko ze sobą zmiksować. Nie było to super proste, musiałam to robić na dwie raty, ale finalnie wszystko się udało. Weźcie to pod uwagę, kiedy będziecie zabierać się za robienie batonów.
Według rozpiski z książki wartość energetyczna jednego batonika to 170 kcal.
Na zdrowie.


Składniki:
200 g daktyli bez pestek (około 2 szklanki)
2 łyżki zblanszowanych migdałów (ja użyłam zamiennie orzechów włoskich i nerkowca)
2 łyżki obranych pestek dyni
2 łyżki rodzynek
pół szklanki ekspandowanego amarantusa
2-3 łyżki kakao naturalnego
4-5 łyżek płatków owsianych
szczypta soli
ziarna sezamu do obtoczenia (około pół szklanki)
(przepis na 8 batonów)

Daktyle namaczamy w gorącej wodzie, aż zmiękną. Ja moczyłam je około pół godziny. Odcedzone daktyle wkładamy do blendera, dodajemy do nich migdały, pestki dyni, rodzynki, amarantus, kakao, płatki owsiane i sól. Wszystko miksujemy. Ja nie miksowałam wszystkiego super dokładnie. I teraz z masy można uformować 8 małych batonów, można z nich także uformować kulki, jeżeli nie macie ochoty bawić się w formowanie. Ja zrobiłam jeszcze coś innego. Mały plastykowy, kwadratowy pojemnika (12×12) wyłożyłam folią do żywności, potem włożyłam do niego masę, wyrównałam, przykryłam folią i włożyłam do lodówki na parę godzin. Następnie masę wyjęłam z pojemnika i pokroiłam na kawałki (w sumie wyszło mi 6 kształtnych batoników i 4 małe kulki). Batoniki dokładnie obtoczyłam w sezamie i odstawiłam na blacie w kuchni, żeby z zewnątrz nieco przeschły.
Na koniec każdy batonik zapakowałam w papier śniadaniowy.

Komentarze

* Wstawiając komentarz zezwalasz na użycie Twoich danych osobowych w celu jego publikacji na stronie. Twój e-mail nie będzie widoczny.

Zobacz również

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda Polityka prywatności

Polityka prywatności