Paluszki z makiem

przez Kardamonowy

Jakiś czas temu zapytałam tu i ówdzie, jakie potrawy kojarzą się ludziom ze świętami. Pojawiły się barszcze, grzybowe, kapusty z grzybami, makiełki i inne mniej tradycyjne potrawy. Moją uwagę przykuła najbardziej jedna dziwna odpowiedź, na dodatek odpowiedź mojego ekipowego Kuby. Paluszki z makiem. W życiu nie miałam z czymś takim styczności. Popytałam go co i jak. On popytał dalej. Dokładnego przepisu nie dostałam, więc musiałam się trochę posiłkować internetami. Internet też nie za bardzo pomógł, bo proporcje mąki do wody były bez sensu (u mnie już są takie jak być powinny). Na dodatek niektóre przepisy były z ziemniakami. Ostatecznie paluszki zrobiłam z wody, mąki i oleju. Do tego dodałam masę makową z bakaliami. Kuba powiedział, że u jego babci do tych klusek dodatkowo dodawało się śmietany, żeby całość przed podaniem była bardziej wilgotna. U mnie śmietany zabrakło. Jeżeli macie ochotę na dodatkowe %, dolejcie trochę śmietany 30. Ma być na wypasie.
W ogóle dostałam jeszcze cynk, że nazwa tej potrawy to paluszki Jezuska. Za każdym razem jak to piszę to chce mi się śmiać (a właściwie to robię). Nie przejdzie mi przez gardło słowo „Jezusek”. I nie dlatego, że mam jakiś problem z wiarą. Mam problem ze zdrobnieniami. Dwa zdrobnienia w jednej nazwie potrawy to dla mnie za dużo. Dużo za dużo.
Pierwsze podejście do paluszków było średnie. Korzystając częściowo z przepisów z internetu, przyglądałam się jak finalnie ma to wszystko wyglądać. Średnio brałam na serio nazwę „paluszki”, nie mówiąc o „Jezuska”. Zrobiłam więc kluski wielkości swoich palców. Potem wysłałam zdjęcie Kubie, a on mi powiedział, że nieeee, że nie takie wielkie, mają być małe. No tak, w końcu paluszki do paluszki. No jasne.
Kluski więc muszą wielkością przypominać palce małego dziecka. Takie też zrobiłam przy drugim podejściu. Na zdjęciu macie efekt. Wyszło fajnie.


Składniki:
paluszki:
500 g mąki pszennej tortowej
250 ml ciepłej wody
2 łyżki oleju
masa makowa:
200 g maku (ugotowanego i zmielonego dwukrotnie)
garść orzechów włoskich 
garść migdałów 
garść rodzynek
1 łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej
2 łyżki miodu (lub więcej)
2 łyżki masła
(przepis na 5 porcji) 

Na patelni rozgrzewamy masło i wrzucamy na nią mak, poszatkowane orzechy i migdały, rodzynki i skórkę pomarańczową, wszystko smażymy na wolnym ogniu około 10 minut, często mieszając. Pod koniec smażenia dodajemy miód, mieszamy, odstawiamy.
Z mąki, wody i oleju dokładnie wyrabiamy ciasto. Musi być gładkie i sprężyste. Następnie z ciasta odrywamy małe kawałki i rolując między placami, formujemy małe wałeczki (po paru sztukach nabierzecie wprawy). Tak jak pisałam we wstępie, muszą mieć wielkość palców małego dziecka. Uformowane „paluszki” wykładamy na blacie lekko oprószonym mąką.
Do gotującej wody wrzucamy kluski i gotujemy dosłownie minutę od wypłynięcia. Kluski odcedzamy, wrzucamy do maku, dokładnie mieszamy.
Najlepiej smakują od razu po zrobieniu. Jak dłużej postoją, nie są tak miękkie, jak od razu po ugotowaniu.

Komentarze

* Wstawiając komentarz zezwalasz na użycie Twoich danych osobowych w celu jego publikacji na stronie. Twój e-mail nie będzie widoczny.

Zobacz również

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda Polityka prywatności

Polityka prywatności