Ja nie wiem co tu się wydarzyło, nie wiem. Jadłam w życiu dużo różnych potraw, mniej lub bardziej domowych. Na blogu też jest spora różnorodność, mimo że w zdecydowanej mniejszości są dania mięsne. Nie jestem fanką smalców, skwarków i dużej ilości mąki. Pewnie dlatego skrupulatnie omijałam szare kluski, przez lata.
Kiedy po raz trzysta pięćdziesiąty dziewiąty kulinarne grupy na fb wciskały mi szare kluski, kiedy zobaczyłam jak wiele osób pisze, że są świetne, cudowne i najlepsze, pomyślałam że może warto byłoby zrobić chociaż niewielką porcję, tylko dla mnie. My odpadał od razu, jeżeli chodzi o degustację, po Toli niewiele się spodziewałam. Zostałam tylko ja. Ja i szare kluski.
Przygotowałam ziemniaki, które po odcieknięciu zmieniły kolor na lekko czerwony. Pomyślałam, że już na początku chyba idzie coś nie tak. Potem przypomniałam sobie, że ziemniaki użyte do potrawy były ziemniakami czerwonymi. To nie jest chyba najlepsza odmiana do klusek, ale ich użyłam, no już trudno. Potem dodałam mąkę, jajko, sól. Wszystko wymieszałam, będąc nadal bardzo sceptycznie nastawiona do całego przedsięwzięcia. W międzyczasie obsmażyłam boczek z cebulą.
A potem bez przekonania wzięłam małą łyżkę i zaczęłam robić kluski. Po paru sekundach zauważyłam, że kolor klusek jest jednak taki jak trzeba, po czerwonawym kolorze nie było śladu. Skończyłam gotować kluski, polałam je boczkiem z cebulą i… odleciałam. Naprawdę nie wiem co tam się wtedy wydarzyło.
Od razu przypomniała mi się babcina, domowa kuchnia. To było tak pyszne, że aż żałowałam, że jem to sama. Normalnie miałam wyrzuty sumienia, że nikt mi nie towarzyszy. Jak tylko My będzie mógł już normalnie jeść, to zaraz po roladach z kluskami zrobię mu szare kluski z boczkiem i cebulą. I zrobię każdemu kto akurat u nas będzie i będzie miał na nie ochotę. Proste, szybkie, w miarę tanie danie.
Ale to nie koniec. Bo kluski same w sobie były świetne. Zaczęłam zastanawiać się co by do nich pasowało. I miałam akurat w lodówce kiszoną kapustę. Lekką rąsią wrzuciłam sobie na talerz niewielką jej część. Nawet nie robiłam z niej żadnej surówki.
Pfff, nie wiem czy może być lepsze połączenie z szarymi kluskami. Kiszona kapusta uzupełniła je idealnie. Pamiętajcie więc, że jeżeli będziecie się zabierać za szare kluski, zjedzcie je z surówką z kiszonej kapusty.
Smacznego.
Składniki:
0,5 kg obranych ziemniaków
pół szklanki mąki pszennej (ja użyłam tortowej)
1 jajko
75 g wędzonego boczku
1 cebula
duża szczypta soli
pieprz
1 łyżeczka oleju rzepakowego (jeżeli boczek jest bardzo tłusty, można olej pominąć)
(przepis na 2 porcje)
Obrane ziemniaki ścieramy na tarce na najdrobniejszych oczkach. Można je też rozdrobnić w rozdrabniarce czy w innym robocie kuchennym, który zrobi z nich papkę. Ziemniaki przekładamy na drobne sito i odstawiamy do odcieknięcia na jakiej 15 minut.
W międzyczasie boczek i cebulę kroimy w drobną kostkę i obsmażamy je na oleju na złoty kolor.
Odcieknięte ziemniaki wrzucamy do miski. Dodajemy do nich mąkę, sól, jajko, mieszamy. Masa musi być trochę bardziej zwarta niż na placki ziemniaczane. Jeżeli więc jest za bardzo lejąca, dodajcie do niej trochę więcej mąki. Pamiętajcie, że ziemniak ziemniakowi jest nierówny, ciężko trzymać się ściśle proporcji. Ja musiałam do masy dodać jeszcze jedną łyżkę mąki.
W garnku gotujemy wodę. Łyżeczkę/łyżkę zanurzamy najpierw we wrzątku w garnku. Na gotującą wodę, łyżeczką (lub łyżką, jeżeli chcecie żeby kluski były większe, pamiętajcie jedynie że kluski po ugotowaniu zwiększą swoją objętość) nakładamy porcję ciasta, lekko je mieszamy żeby nie przywarły do dna. Gotujemy na wolnym ogniu około 3-4 minuty od wypłynięcia klusek na powierzchnię.
Kluski odcedzamy i polewamy je usmażonym boczkiem z cebulą. Posypujemy świeżo mielonym pieprzem.