Jestem, jestem, nie przepadłam. Chciałam sobie zrobić reset po ostatnich świętach. Głowę znowu mam pełną pomysłów, mój internetowy notatnik jest na bieżąco uzupełniany. Na dzień dzisiejszy mam 2120 notatek, więc jest co gotować, będzie co publikować.
Dziś chałka. Miałam nadzieję na publikację przepisu mojej babci, ale to niestety nie przejdzie. W ogóle babcię kojarzę właśnie z chałką i ciastem drożdżowym. I na to drugie przepis jak najbardziej mam (jest nawet na blogu), natomiast na chałkę już niekoniecznie. Jedno i drugie robi się w sumie podobnie, ale nie wiem jak wyglądała u babci kwestia proporcji mąki. Nie dopytałam i już nie dopytam. Mam na szczęście w domu wiele książek, w których przepisy na chałki są. Przy okazji dzisiejszego posta będę się posiłkować książką „Wegańskie smarowidła” Iwony Orzechowskiej-Zeidler. No tak, smarowidła. Na końcu tej książki można natknąć się na domowe wypieki i tam właśnie znalazłam przepis na chałkę. Jej składniki są w sumie identyczne jak w babcinym przepisie na ciasto drożdżowe, nie szukałam więc dalej.
I od razu jeszcze Wam o czymś wspomnę. Chałka dla mnie nie może być tak słodka jak ciasto drożdżowe. I ten dzisiejszy przepis właśnie taki jest, nie kombinowałam nic z proporcjami. Chałka nie wyszła słodka, jest taka jak trzeba. Bo traktujemy ją bardziej jako pieczywo – do zjedzenia z serem żółtym, dżemem, z czym chcecie. Kiedy spróbowałam pierwszy kawałek, pomyślałam, że jest za mało słodka. Potem przypomniałam sobie z czym to się je i że to nie jest przecież typowe ciasto. Dodatkowo kruszonka jest też trochę słodka i to naprawdę w zupełności wystarczy.
Chałka wyszła puszysta, niemalże rozpływała się w ustach. Smakowała w sumie tak samo dobrze jak ta babcina. Jadłam ją głównie z odrobiną masła. Do niektórych kęsów dokładałam powidła śliwkowe. A taka prosto z piekarnika, jeszcze ciepła, jest pyszna nawet bez dodatków. Tola ją właściwie jadła bez niczego przez cały dzień.
Myślę, że upiekę ją za parę dni. Najbliższy weekend będzie dość ekipowy, będzie komu napełnić brzuchy.
Do następnego. Cześć.
Składniki:
zaczyn:
15 g świeżych drożdży
2 łyżki mąki pszennej (ja użyłam tortowej)
1 łyżeczka cukru
100 ml ciepłego mleka
ciasto na chałkę:
450 g mąki pszennej (ja użyłam tortowej)
100 ml ciepłej wody
1 jajko + 1 rozkłócone do posmarowania chałki
2 łyżki roztopionego masła
2 łyżki cukru
1 łyżeczka soli
kruszonka:
60 g mąki pszennej (ja użyłam tortowej)
30 g masła
30 g cukru
(przepis na 2 chałki)
Zaczyn: wszystkie składniki mieszamy ze sobą, naczynie z zaczynem przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 15 minut w ciepłe miejsce.
450 g mąki przesiewamy do miski, dodajemy cukier, sól i 1 jajko, ciepłą wodę, roztopione masło i zaczyn. Wyrabiamy ciasto tak długo aż będzie gładkie i elastycznie i będzie odchodzić od ścianek miski. Ja to robię przy pomocy robota kuchennego. Gotowe ciasto formujemy w kulę, wkładamy je do wysmarowanej olejem miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na jakąś godzinę.
Kruszonka: mąkę mieszamy z cukrem. Masło roztapiamy w rondelku, studzimy i dodajemy do suchych składników. Mieszamy tak długo aż powstaną okruszki. Kruszonkę schładzamy w lodówce.
Wyrośnięte ciasto ponownie wyrabiamy, aby je odgazować, dzielimy je na dwie części. Każdą z nich dzielimy na 3 części i z każdej formujemy wałek, zaplatamy w kształt warkocza. Zaplecione chałki przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 30 minut do ponownego wyrośnięcia.
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Chałki smarujemy rozkłóconym jajkiem i posypujemy kruszonką.
Pieczemy około 30 minut.
Podobne przepisy:
Chlebek ziołowo-czosnkowy
Ciasto drożdżowe mojej babci
Ciasto drożdżowe z jagodami i truskawkami