Podejście numer trzy. Albo cztery. Od wielu miesięcy przymierzałam się do upieczenia ciastek. Idealnie okrągłych i płaskich. Pewnie wiecie o jakich ciastkach mowa. I pierwsza próba miała miejsce jakieś 4 miesiące temu. Oczywiście do ciastek dodałam mniej cukru, niż było w założeniu, ciastka nie wyszły. No dobra, w sumie czasami wypieki nie wychodziły mi tak jak powinny, bo kombinowałam z proporcjami. Podejście drugie, wykonanie w 99% jak w przepisie, również nieudane. Pomyślałam, że czas chyba zrobić ciastka według przepisu, z wyłączeniem myślenia.
I właśnie wczoraj była u mnie kumpela, dla której chciałam upiec ciastka czekoladowe. Pomyślałam, że to dobry moment na upieczenie tych cholernych ciastek. I przyznam się Wam, że użyłam do nich mniejszej ilości kakao, niż jest w oryginalnym przepisie (nie miałam za bardzo czasu na wyskoczenie do sklepu), ale czy to może mieć wpływ na ich finalny wygląd? Nie wiem. Wiem, że ciastka znowu za bardzo wyrosły. Za jakiś czas pewnie zrobię kolejną partię, już tak w 100% według przepisu i wtedy na bank one znowu nie będą płaskie. Mówię Wam. Może to mój piekarnik? Nie wiem. A może formowałam za duże kulki? Niby ważyłam każdą z osobna i każda miała wagę identyczną jak w przepisie. No nic, będę próbować dalej.
Ale to tylko wygląd. Tylko on mi nie gra, mimo że ciastka czekoladowe wyszły w sumie nie za brzydkie.
Smak? Pyszne, serio. No przepyszne. Na dodatek kiedy poda się je jakoś tak z godzinę po upieczeniu, jest szansa, ze traficie jeszcze na kawałki lejące się czekolady. To też w nich robi sporą robotę. Zróbcie je więc prawie na ostatnią chwilę.
Przepis jest stąd: alsothecrumbsplease. Jedyne co zmieniłam u siebie to ilość kakao, ja dodałam jakoś 1/3 szklanki. Następnym razem dam więcej. A, i jeszcze skrobię kukurydzianą zastąpiłam ziemniaczaną. Znalazłam jakieś artykuły w google, które wspominały o tym, że można zamiennie użyć właśnie ziemniaczanej.
Smacznego. I niech Wam idzie w to w co chcecie.
Miary objętości na blogu:
szklanka 250 ml, łyżeczka 5 ml, łyżka 15 ml.
Składniki:
1 szklanka mąki pszennej (ja użyłam tortowej)
pół szklanki kakao naturalnego (ja dałam 1/3, dlatego wyszły takie jasne)
1 łyżeczka skrobi ziemniaczanej
pół łyżeczki sody oczyszczonej
pół szklanki miękkiego masła
3/4 szklanki cukru pudru
1/4 szklanki cukru brązowego
1 duże jajko
pół tabliczki gorzkiej czekolady
(przepis na 12 ciastek)
Do jednej miski wsypujemy mąkę, kakao, skrobię i sodę oczyszczoną.
Do drugiej wsypujemy dwa rodzaje cukru i wrzucamy masło. Składniki miksujemy około 2 minuty. Następnie dodajemy do tego jajko, miksujemy minutę, wszystkie składniki muszą się dobrze połączyć. Następnie wsypujemy do tego mieszankę mąki i kakao i miksujemy na najmniejszych obrotach, tylko do połączenia składników (ciasto można też wymieszać po prostu za pomocą łyżki). Na koniec dodajemy poszatkowaną czekoladę. Jeszcze raz mieszamy (tym razem już łyżką).
Gotowe ciasto przykrywamy i wkładamy do lodówki na jakąś godzinę.
Piekarnik nastawiamy do temperatury 175 stopni.
Z ciasta formujemy kulki większe od orzecha włoskiego. Według przepisu kulka powinna ważyć jakieś 45 g. Ja każdą kulkę ważyłam na wadze kuchennej i z tej ilości ciasta wyszło mi 12 ciastek.
Na blasze do pieczenia wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia układamy ciastka nie za blisko siebie. Upieczcie je na dwie partie.
Ciastka pieczemy 10-11 minut. Po upieczeniu je studzimy (po parunastu minutach lekko stwardnieją).