Czy to ma jakieś znaczenie, że śląski? Pewnie dla większości z Was nie. Ja postanowiłam do dzisiejszego posta podejść trochę inaczej. Na blogu oczywiście już mam przepis na zakwas, ale nie wyszedł on tak treściwy i gęsty nad jakim ostatnio „pracowałam”. Wyszedł normalny, po prostu. Po rozmowach z bliskimi mi hanysami, wiem dokładnie jaki rodzaj zakwasu chcę robić. Robić, nie zrobić, bo coś czuję w kościach, że to będzie długofalowa sympatia.
Najważniejszy jest tak naprawdę rodzaj mąki, musi to być żytnia 2000, najlepiej z farfoclami (otrębami). Nieoczyszczona, mięciusia, nie nie. Do tego oczywiście przegotowana ciepła woda i czosnek. Jeżeli chodzi o dodatki, można oczywiście je dorzucić. Mowa tutaj o liściach laurowych, zielach angielskich, pieprzu, soli. Ja do dzisiejszego przepisu dodałam tylko sól. Wodę, mąkę, czosnek i sól. Skąd inspiracja? Oczywiście Remigiusz Rączka, śląski kucharz. I jeszcze jedno, mój chorzowski mąż stwierdził po paru dniach, że zakwas pachnie jak ten, który kojarzy z dzieciństwa. Moi teściowie zakwas kupowali od osiedlowego małżeństwa, które w ilościach hurtowych robiło zakwas. Teściowa właśnie mi potwierdziła, że zakwas był przepyszny i prawdopodobnie także był bez liści i ziela. Już wiem wszystko. Dziękuję, dobranoc :).
W ogóle od jakiegoś czasu przymierzam się do porządnego śląskiego żuru, chcę się go w końcu nauczyć robić. Szukam przepisów, studiuję, rozmawiam z teściami (których żur jest mistrzostwem świata), próbuję w śląskich restauracjach (póki co mamy trzy ulubione miejsca, w których robią wyśmienite żury). Mniej więcej wiem co chcę uzyskać. I bardzo liczę, że dzisiejszy przepis na zakwas uzupełni mi ten finalny efekt. Uzupełni tak jak powinien.
A przy okazji, za parę tygodni jest Wielkanoc, pomyślałam więc, że może ktoś z Was skorzysta sobie z przepisu na zakwas. Co region to inne podejście do wielkanocnych zup, wiem. My na pewno będziemy szli jednak bardziej w kierunku żuru, niż barszczu białego. Regionem regionem, ale ta pierwsza zupa smakuje mi po prostu dużo bardziej. Inna sprawa, że mieszkam na Śląsku ponad 30 lat i żur mam już we krwi, mogę nie być do końca obiektywna. No cóż…
A za jakieś 7 dni podzielę się z Wami przepisem na inny rodzaj zakwasu, który nadaje się także do żuru. Zaglądajcie do mnie.
Składniki:
3 szklanki ciepłej przegotowanej wody
1 szklanka mąki żytniej wraz z otrębami (typ 2000)
4 ząbki czosnku
pół łyżki soli
Do czystego i wyparzonego słoika lub glinianego naczynia (ja tym razem zakwas robiłam właśnie w garnku kamionkowym) wlewamy wodę, wsypujemy mąkę, dodajemy obrane ząbki czosnku i sól, mieszamy drewnianą łyżką. Słoik zakrywamy talerzykiem (nie za dokładnie, zakwas musi mieć odstęp do powietrza) lub gazą i odstawiamy w ciepłe miejsce na minimum 4 dni. Czym dłużej się kisi taki zakwas, tym jest bardziej kwaśny. Ja swój trzymałam 7 dni.
Zakwas codziennie mieszamy drewnianą łyżką.
Podobne przepisy:
Zakwas na barszcz biały
Zakwas na żur